Do przemyślenia...

Wiem, że bycie rodzicem jest trudne i bywa frustrujące. Wiem też, że rodzice chcą metod, które zadziałają teraz, już.

Słuchanie, przyjmowanie perspektywy dziecka czy towarzyszenie mu są dużo bardziej angażujące i wymagające niż straszenie.

Dlaczego? Bo trudno zachować spokój, kiedy zarażamy się złością od dzieci. Przestajemy widzieć tą granicę gdzie kończy się złość dziecka i zaczynamy przyjmować ją jako własną.

Bez tytułu

Straszenie dzieci tatą, Mikołajem, obcymi ludźmi, to nagminna praktyka, która nie dość, że szkodliwa, to często:

➡️nie przynosi żadnych efektów (po co robić coś, co tylko zaognia sytuację?)
➡️efekt jest chwilowy i trzeba sięgać po co raz to "kreatywniejsze" sposoby (dziecko przestaje reagować na te metody).

Co zamiast straszenia?

"Widzę, że bardzo chcesz."
"Słyszę, że ci na tym zależy."

Czy to magiczne słowa, które sprawia, że dziecko ze spokojem przyjmie nasza odmowę i zaakceptuje nasza decyzje? Absolutnie nie, ale poczuje się ważne i słuchane. A to bardzo dużo.

psycholog szkolny